Ten kto ma starszy samochód z silnikiem diesla miał pewnie nieraz problemy z jego uruchomieniem w zimie przy kilkunastostopniowym mrozie. W moim przypadku bywało gorzej nawet przy mniejszych temperaturach ujemnych. Głownie ze względu na częściowo nadwerężony akumulator (zdarzały mu się rozładowania prawie do końca poprzez problemy z alternatorem). Dobry akumulator + dobre paliwo zwiększa szanse na łatwe odpalenie. Nie będę reklamował stacji paliwowych ale jak się przekonałem na różnych stacjach jakość paliwa diametralnie się różni. Drugi element, który docelowo chciałem omówić to akumulator narażony na wychłodzenie.
Nawet ten dobry akumulator może mieć problem z zamrożonym silnikiem jeśli sam jest mocno wyziębiony. Ostatnio po licznych obserwacjach wpadłem na pomysł przetrzymania akumulatora w jako takim ciepłym miejscu.
Noszenie go ze sobą oczywiście odpada. Co więc zrobiłem.
Paczkę tekturową wyłożyłem po bokach i od spodu wartwą cienkiego steropaniu (takiego jaki się stosuje do ekranowania ściany za kaloryferem). Akumulator w takiej paczce włożony do bagażnika i przykryty przykładowo folią bąbelkową utrzyma lepiej swoją sprawność ponieważ wolniej się wychładza.
Skąd wniosek o innej sprawności akumulatora na mrozie ? Głównie stąd że proces ładowania go w temperaturze pokojowej przebiega dużo łatwiej niż w zimnym pomieszczeniu. Zimny akumulator nie przyjmuje prądu ładowania (w przypadku przeciętnej ładowarki bez stabilizacji prądu). Podobnie jest z jego oddawaniem do układu zasilania auta.
Jak narazie pomysł się sprawdza. Jedyny mankament to ten że zakryty akumulator, kiedy jest ładowany oddaje do otoczenia produkt reakcji ładowania jakim jest wodór. Istnieje ryzyko (być może małe) że w wyniku jego skumulowania (w zamkniętej przestrzeni) może dojść łatwo do zapłonu w zetknięciu z iskrą lub otwartym ogniem.
Aby wszystko działało, trzeba jeszcze pilnować aby akumulator był dobrze naładowany. Nie traktowałbym tego jako recepty na problemy z akumulatorem, ale zawsze to coś lepszego niż noszenie go ze sobą.
Nawet ten dobry akumulator może mieć problem z zamrożonym silnikiem jeśli sam jest mocno wyziębiony. Ostatnio po licznych obserwacjach wpadłem na pomysł przetrzymania akumulatora w jako takim ciepłym miejscu.
Noszenie go ze sobą oczywiście odpada. Co więc zrobiłem.
Paczkę tekturową wyłożyłem po bokach i od spodu wartwą cienkiego steropaniu (takiego jaki się stosuje do ekranowania ściany za kaloryferem). Akumulator w takiej paczce włożony do bagażnika i przykryty przykładowo folią bąbelkową utrzyma lepiej swoją sprawność ponieważ wolniej się wychładza.
Skąd wniosek o innej sprawności akumulatora na mrozie ? Głównie stąd że proces ładowania go w temperaturze pokojowej przebiega dużo łatwiej niż w zimnym pomieszczeniu. Zimny akumulator nie przyjmuje prądu ładowania (w przypadku przeciętnej ładowarki bez stabilizacji prądu). Podobnie jest z jego oddawaniem do układu zasilania auta.
Jak narazie pomysł się sprawdza. Jedyny mankament to ten że zakryty akumulator, kiedy jest ładowany oddaje do otoczenia produkt reakcji ładowania jakim jest wodór. Istnieje ryzyko (być może małe) że w wyniku jego skumulowania (w zamkniętej przestrzeni) może dojść łatwo do zapłonu w zetknięciu z iskrą lub otwartym ogniem.
Aby wszystko działało, trzeba jeszcze pilnować aby akumulator był dobrze naładowany. Nie traktowałbym tego jako recepty na problemy z akumulatorem, ale zawsze to coś lepszego niż noszenie go ze sobą.
